Niejednokrotnie słyszałam, że do Bratysławy nie ma co jechać, bo w zasadzie nie ma co oglądać. Lepiej jechać do Pragi. Oczywiście – stolica Czech prezentuje się bardziej okazale, ale teraz już wiem, że nie można pomijać Słowacji.
Na początku trochę z obawą, ale jednak z ciekawością odwiedziliśmy Bratysławę. Od razu bardzo mi się spodobała za spokój i brak tłumów ludzi na ulicach, nawet w części zabytkowej miasta. Pamiętam niestety krótki pobyt w Pradze, z której w zasadzie uciekaliśmy, bo nie dało się dosłownie przejść po starym mieście. W Bratysławie jest inaczej, może nie ma takich zabytków i tylu atrakcji co w czeskiej Pradze, ale niewątpliwie ma swój urok.
Po starym mieście chodzi się na luzie, możemy wszystko obejrzeć bez problemu, zjeść pyszne rogaliki z nadzieniem (boskie!), a widok z zamkowego wzgórza przepiękny.
Czeka nas jeszcze wizyta we wnętrzach bratysławskiego zamku, ale okolica wokół niego jest zagospodarowana bardzo ładnie. Dostać się do niego jest małym wyzwaniem, gdyż trzeba się wspinać, ale widok wszystko wynagradza. Jest też dużo miejsc do miłego i relaksującego spędzenia czasu. Są oczywiście restauracje i kawiarnie, w których można się posilić lub wypić kawę. Pozytywne też jest to, iż bez problemu można porozumieć się po angielsku, a w niektórych miejscach nawet po polsku. Nasze języki są na prawdę podobne do siebie.
Byliśmy już niejednokrotnie w Bratysławie (całe szczęście od nas trasa zajmuje około 3 godzin) i zawsze miło wspominamy pobyt w stolicy Słowacji. Na pewno tam wrócimy.